niedziela, 19 lutego 2017

Rozdział 7. Pytania

Hejka, hejka!
Długo się nie widzieliśmy!
Nie wspominam o moim dotrzymywaniu terminów... Tu się kajam i błagam o wybaczenie...
Ogólnie, nie spodziewajcie się rozdziału przed egzaminami. Muszę skupić się teraz przede wszystkim na nauce. Oczywiście, nie wykluczam, że w między czasie pojawią się jakieś one-shoty czy cuś... Ale co do rozdziału...
Ah, nie zawracajmy sobie tym głowy! Liczę na Wasze opinie! 

 Minęły dokładnie trzy miesiące.
Lutia skrupulatnie wyliczała każdy z długich dni spędzonych w Inkwizycji.
Wpatrywała się w zachodzące słońce, oznaczające koniec przeżytej męki. Jej życie uzależnione było od ścisłej rutyny. Wstawała, trenowała, rozmawiała z Nathanielem lub Armeną, czekała na posiłek. Na samym końcu pogrążała się w bezdennej pustce, czekając gdy do jej powiek znów dotrze słoneczny blask.
 Zimno dawało się jej we znaki. Delikatnie chuchnęła na zaczerwienione dłonie. starając się choć trochę je rozgrzać. Rozpuszczone, jasne włosy skutecznie zasłaniały jej szczupłą twarz. Gwar rozchodził się zewsząd, nie dając elfce chwili wytchnienia. Siedziała na kamiennym murku, obserwując z oddali bawiącego się chłopca.
 Zima uderzyła niespodziewanie. Najpierw uniemożliwiła zbiory, następnie całą bielą opadła na Azyl.
Nie wiedziała dokładnie, który to okres. Połowa? Koniec? Nie była pewna, w którym momencie została przejęta przez Inkwizycję.
Prawdopodobnie zdążyła skończyć już osiemnaście lat.


"Widzisz, mamae? Jestem już prawie dorosła. Chyba jednak nie wyjdę jeszcze za maż".
Uśmiechnęła się, wspominając brązowowłosą kobietę.
 Od dzieciństwa wpajano jej, że powinna szybko znaleźć narzeczonego. Ich klan był w opłakanym stanie- zaledwie garstka elfów, którzy pragnęli założyć rodzinę oraz udowodnić ludziom, że i oni posiadają niezwykłe wartości.
 -Lutio, pamiętasz, co ci mówiłam? Dlaczego nie lubisz Enuena?
 - Bo jest głupi. I to chłopak.
 Zdenerwowana dziewczynka siedziała na kamieniu przed namiotem. Skrzyżowała ramiona i wydęła wargi, jakby połknęła coś obrzydliwego. Czubkiem skórzanych butów brodziła w ziemi.
 Matka z rozbawieniem przyglądała się zachowaniu elfki.
 - Lutio, chcesz powiedzieć, że wolisz dziewczynki? Chcesz ożenić się z Tilji?
 Tilji była najlepszą przyjaciółką dziewczyny. Razem podkradały matkom ciasteczka i chowały je w norze. Niekiedy dzieliły się z pozostałymi dziećmi, jednak z reguły same zajadały się słodkościami, śmiejąc się i wspominając poprzednią "misję". Uwielbiała ją, nigdy jednak nie chciała się z nią wiązać dorosłą miłością.
 - Nie!
 Po czym szybko zeskoczyła z siedzenia i zamknęła się w namiocie. Wieczorem obie zaśmiewały się z porannego zdarzenia, zajadając się korzennymi ciastkami.
 Spiczastoucha przymknęła powieki i rozmyślała. Po chwili zimny dreszcz przebiegł jej po plecach. Czy tamtego dnia, Tilji znajdowała się w obozie?
Serce zaczęło wariować. Twarz nabrała żywych kolorów, a oczy rozszerzyły się.
Czy nie miała udać się na polowanie?
 Lutia próbowała sobie przypomnieć tamten straszny moment. Twarze poległych mieszały jej się w głowie. Ale nigdzie nie potrafiła dostrzec twarzy przyjaciółki...
 Chwilę ciszy przerwał dziewczęcy głos. 
 - Witaj, pani. Mogę w czymś pani pomóc?
 Jasnowłosa odwróciła się. Posłała elfce przyjazne spojrzenie.
 - Armeno...- westchnęła - Prosiłam cię, abyś tak do mnie nie mówiła. To... Krępujące.
 - Przepraszam. Zapomniałam.
 Służka przyłączyła się do Lutii. Przez chwilę obserwowały Nathaniela karmiącego wierzchowca.
 - Lutio, czy mogę cię... O coś zapytać?
 - Oczywiście.
 - Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że te tatuaże na twarzy... Uhm...
 - Vallaslin?
 - O, tak! - Rozpromieniła się - Tak więc, czy nie powinno się je otrzymać, gdy wkracza się w dorosłość? Jako znak dojrzałości?
 Lutia wpatrywała się w uradowaną twarz Nathaniela.
 - Chodzi ci o niego?
Armena przytaknęła.
 - Wybacz, jeśli cię uraziłam.
Lutia zdziwiła się.
 - Mnie? Skądże - uśmiechnęła się- po prostu...  Nathaniel jest wyjątkowy. Jako jedyny w klanie posiadł moc. Magię. Starsi postanowili wyznaczyć go na przyszłego Opiekuna.- Przerwała na moment. Zerknęła w stronę dziewczyny. Armena spijała każde słowo z jej warg. Kontynuowała więc-  Uznali, że jako nowy przywódca,  Nathaniel powinien wejść w ich świat znacznie wcześniej niż pozostali.
 - I w tedy otrzymał Vallaslin?
Lutia pokiwała głową.
 - Ale przecież... Jest jeszcze taki mały...
 Przez chwilę wpatrywały się w złocistą czuprynę malca. Chłopiec z rozbawieniem krążył po dziedzińcu goniąc wiewiórkę. W ręce trzymał maleńki, okrągły orzeszek. Za każdym razem, gdy futrzak zbliżał się do elfa, Nathaniel wybuchał śmiechem, odstraszając przerażonego gryzonia. Dalijczyk wyprostował się i zerknął w stronę dziewcząt. Energicznie pomachał im, wypuszczając z dłoni przynętę.
 Lutia szeroko uśmiechnęła się i odwzajemniła gest. Gdy brat elfki odwrócił się,  na jej twarzy ponownie zagościł smutek. Jednak nadzieja, która zrodziła się w niej, zasadziła się głęboko w duszy. Po chwili w jasnych oczach można było dostrzec niewielkie iskierki radości.
 - Tak, to prawda.
  Armena skwapliwie przyglądała się jasnowłosej. Gdy zrozumiała, że temat Vallaslin jest zakończony, nieśmiało spuściła głowę i czekała. 
 Nagle drgnęła, gdy poczuła delikatny dotyk.
 - Dziękuję
 Brązowooka otworzyła lekko usta. Spomiędzy warg wydostał się mały obłoczek. Zmarszczyła czoło i płynnym ruchem dłoni schowała kosmyk karmazynowych włosów za spiczaste ucho.
 - Za co?
 Lutia przymknęła powieki i uśmiechnęła się smutno. Skierowała twarz ku słońcu, pozwalając promieniom pieścić jej skórę.
 - Za wysłuchanie. Nie tylko dzisiaj, ale przez cały czas. Byłaś dla mnie podporą, Armeno. Jeśli będziesz potrzebowała pomocy- mocniej ścisnęła wątłe ramię służki - możesz na mnie liczyć. Zawsze.
 Armena schowała rękę w dłoni jasnowłosej.
 - W porządku.
Leniwie podniosła się z kamiennego siedziska. Strzepała niewidzialny pył i uśmiechnęła się, ukazując rząd równych, białych zębów.
 - Muszę już iść. Do zobaczenia!
 Zrobiła kilka kroków, po czym obróciła się na pięcie. Skierowała oskarżycielsko wskazujący palec w stronę samotnie siedzącej dziewczyny.
 - Tylko nie próbuj znów uciekać!
  Lutia  otworzyła szerzej oczy. Przechyliła głowę i schowała za plecami dłoń ze skrzyżowanymi palcami.
 - Nie będę.
 Po chwili rozstały się. Naturalnie, Armena  wiedziała o marnej szansy spełnienia prośby złożonej przez Dalijkę. Uznała to jednak za swego rodzaju żart, który codziennie odrywał je od przytłaczającej rzeczywistości.
 ***

 Lutia cicho przekroczyła uchylone wrota bramy. Rozejrzała się wkoło, szukając wzrokiem możliwego napastnika. Schowała się za drewnianymi skrzydłami, wypatrując znajomej sylwetki.
 - Nathaniel?
 Gdy podczas posiłku poprosił ją o wyjście do lasu, stanowczo odmówiła.  Zaszył się więc w izbie, czekając na wyjście siostry. Następnie wymknął się tylnym wyjściem i skrył w pobliskiej stajni. Bawił się z rumakiem, karmił go i poił. Ostatecznie, znudził się wiecznym parskaniem niezadowolonych koni i pognał w kierunku drewnianej chatynki.
 Oczywiście, Lutia nie miała o niczym pojęcia.
 Z bijącym sercem zbliżała się w kierunku wojów. Już z daleka dostrzegła jasne loki i futrzany płaszcz.
 Nieśmiało podeszła bliżej, licząc na udzielenie informacji odnośnie pobytu małego maga.
- Hej, ty tam!- Krzyknął, wskazując na misternego woja z buzdyganem -  Używaj tarczy! Gdyby to był  wróg, już dawno leżałbyś pogrzebany!
 Jasnowłosy zwrócił się do bruneta.
 - Poruczniku, nie oszczędzaj ich. Nie chcę widzieć na polu rozbieganych żołnierzy, nie wiedzących, którą stroną dobyć miecza.
- Już się robi, komendancie.
 Lutia odchrząknęła.
 - Witam. Nie przeszkadzam?
 Cullen odwrócił się w stronę dziewczyny. Uśmiechnął się ciepło.
 - Nie, oczywiście, że nie.
 Machnięciem ręki dał znak mężczyźnie, że może odejść. Wraz z elfką udał się na pobocze. Lutia, pomimo niechęci jaką darzyła Kasandrę, nie potrafiła odczuwać gniewu w stosunku do komendanta. Budził w niej respekt, jednocześnie czuła się w jego towarzystwie wyjątkowo swobodnie. Zachowała jednak dystans, który odgradzał ich od siebie niczym wyniosły mur.
 - Cullenie, widziałeś gdzieś Nathaniela?  Niepokoję się o niego...
 Zaśmiał się. Po chwili podrapał się w tył głowy, jakby starał się sobie coś przypomnieć.
 - Tak, był tutaj. Widziałem, jak bawił się z wierzchowcem. Nie martw się, Lutio. Wrócił już do domu.
 Elfka wpatrywała się nerwowo w swoje dłonie. Określenie "dom"  nie kojarzyło jej się z więzieniem w którym tkwiła. Przegryzła wargę, starając się nie powiedzieć czegoś głupiego.
 Nagle obcy, czarnoskóry mężczyzna podszedł do sierżanta. Dał mu do podpisania tajny dokument.  Cullen pośpiesznie złożył na papierze swój podpis. Lutia przyglądała się raz piórze, raz wojownikowi. Mimowolnie uśmiechnęła się, widząc komendanta w  tak szampańskim nastroju. Służący odszedł, kłaniając się uprzednio parze.
 - Nie dzieje się dobrze, Lutio.
 - Domyślam się. Na niebie zieje ogromna dziura, a Venatori  opanowały wiele terenów. I templariusze, magowie... To wszystko jest takie dziwne. Obce.
 - Dlatego założyliśmy Inkwizycję. Moglibyśmy osiągnąć to, czego nie potrafi Zakon. Nasi sprzymierzeńcy wezmą w tym udział. Możemy tyle... 
Przez chwilę przyglądał się zdezorientowanej elfce.
 - Wybacz. Nie przyszłaś tutaj, by wysłuchiwać moich wykładów.
 Lutia uśmiechnęła się. Grzywka lekko opadła na jej oczy.
  - Nie szkodzi. Przyjemnie jest słuchać kogoś, kto mówi z takim entuzjazmem.
 Zapanowała chwila ciszy.  Cullen spojrzał Lutii głęboko w oczy, starając się zachować powagę.
 - Lutio, jeśli chodzi o twoje znamię...
  Lutia ożywiła się.
 - Ah, o kotwicę? - kątem oka zerknęła na lewą dłoń. - To nic. Już nie boli, naprawdę.
 - To wspaniale, ale... Wraz z pozostałymi... To znaczy ja, Kasandra i Leliana, zastanawialiśmy się, czy mogłabyś... Chciałabyś... Przyjąć tytuł Inkwizytora?
 Elfka wpatrywała się z niedowierzaniem w byłego templariusza. Ciche "huh?" wydostało się z jej gardła. Przełknęła ślinę i spuściła wzrok.
 - J-ja? Nie, nie. Odmawiam. Nie.
 - Dlaczego?
Zastanawiała się.
 - B-bo... Ja się nie nadaję. Poza tym, nie chcę. Nie zostanę tu.
 Cullen westchnął.
 - Lutio... Proszę, przemyśl to. Czy całe życie chcesz spędzić w nienawiści? W gniewie, który zżera cię od środka i nie daje ci chwili wytchnienia? Czy tego pragniesz? Z pogardą patrzeć na ludzi i obwiniać ich o dawno zadane rany?  Masz do tego prawo, oczywiście. Ale czy nie łatwiej byłoby po prostu... Wybaczyć? Nie, przepraszam. - przez chwilę ważył w głowie kolejne słowa, starając się wybrnąć z niepewnego gruntu -  Nie wybaczyć, ale postarać się schować to nie w sercu, lecz w pamięci? Lutio, wiedz że - podszedł nieco bliżej, niemal dotykając swoją jej klatkę piersiową. Położył dłonie na ramionach dziewczyny, chcąc dodać jej odrobinę pewności.
 - Wspomnienia się rozmazują. Są ulotne, choć piękne. Serce jednak zachowa ból, który w sobie pielęgnujesz. Daj mu się przenieść. Pozostaw serce otwarte dla bliskich, a smutkowi oddaj się w samotności.
 Poczuła dziwną wilgoć na policzku. 
 Wierzchem dłoni starła płynącą łzę. Pokiwała lekko głową, starając się zapanować nad drżeniem ciała.
 - Zgadzasz się?
 Przez chwilę analizowała sytuację. Gdyby tu została na dłużej, mogłaby wykorzystać swoją władzę i spróbować odnaleźć Tilji i pozostałych.
 I być może... Mama jeszcze żyła...
 Serce Lutii drugi raz w ciągu dnia zabiło mocniej. Czuła się, jakby mały ptak starał się wydostać z jej piersi i polecieć w górę, w nieskończoną biel. Z błyskiem w oku zwróciła się do Cullena i pewnym głosem powiedziała:
 - Tak. Chcę zostać Inkwizytorką.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szkielet Smoka Panda Graphics