sobota, 9 września 2017

Rozdział 10. Wybrzeże Sztormów

Brak komentarzy:

Witam i przepraszam!
Tak, wiem... Nie było mnie masę czasu...
Ale przeprowadzka+ brak internetu + problemy z laptopem... Przerosło mnie to...
Ale nic... Mamy 10 rozdział!
Z tej okazji myślałam nad zrobieniem jakiegoś bonusu ( coś w stylu "dzień z życia Nathaniela ") albo one-shota. Co o tym myślicie? Macie jakieś pomysły? Zapraszam do czytania!
P.s czy wam też się wydaje, że zaliczyłam niezłego level-up z pisaniem? Poważnie, przejrzyjcie rozdział 1 i ten - myślę, że różnica jest bardzo widoczna ;D


Powiedz mi więc,
jak odnaleźć mam?
Źródło, którego ból płynie
z zadanych nam ran.
Nie odeprzesz pokus, choćby
cały świat się zmienił w nie.
Oddaj zaś choć cząstkę tego,
w co wwierca pycha cię.
Nie dotrzymasz stałych prób,
odnajdź jedną ze starych świec,
choć włożyłeś cały trud,
nie dogonisz rzeczy, która pragnie zbiec!
Powiedz mi więc,
jak odnaleźć mam?
Źródło, którego ból płynie
z zadanych nam ran.
Gdy na sznurze swym zawiśniesz,
pomyśl bracie o swych dzieciach!
I złóż całun modlitewny,
na czole nic nie wartego kmiecia.*

Lutia smakowała każde słowo dawnej pieśni cicho rozbrzmiewającej podczas spotkań przy ognisku. Słodko-gorzki posmak wciąż pozostawał na języku, przypominając jej o jakże dokuczliwym poczuciu winy. Tak pragnęła temu zaradzić! Krzyczała, walczyła, błagała - wszystko na nic! Ah, jakże miała dość nieustającego cierpienia! Wiecznego zmartwienia, które wyjątkowo ciążyło na duszy dziewczyny. Przecież to było tak dawno, dawno! Mimo wszystko, chowała w sobie urazę wielką do tego stopnia, że samo spojrzenie na czarnowłosą napawało ją jednocześnie lękiem i obrzydzeniem. I co ma zrobić teraz, całkiem sama? Gdyby mogła chociaż mieć pewność, że bliscy żyją! Jakby to ułatwiło sprawę!
  Elfka lekko stąpała po leśnym poszyciu. Zgniłozielona trawa i szarawe niebo jedynie pogłębiały jej agonalny nastrój. Cichy szum strumyka pozwolił choć na chwilę oderwać się od przykrych wspomnień. Pogórze,  po którym wchodzili, mieniło się kolorami żółci, szarości i brązu. Mchy i porosty skutecznie uniemożliwiały bezpieczne przejście przez las, musieli zatem przywiązać konie do najbliższych konarów wysokich, iglastych drzew. Maleńkie chochliki, wielkości kilku ziaren grochu, były jedynym źródłem światła w przytłaczającym igliwiu. Tajemnicze cienie przesuwały się wraz z nimi, choć oczywiście, nie mieli o tym pojęcia.
I to był ich wielki błąd.
  Wybrzeże Sztormów, jak nazwa wskazywała, było znane z częstych wichur, powodzi i zamieszek. Toteż nic dziwnego, że wchodząc do tego ponurego miasta, czuli się skrępowani i niepewni. Znaleźli się w centrum uwagi. Ludzkie oczy obserwowały każdy ich ruch. Pomiędzy straganami czaili się na nich łotry, chowający w zanadrzu zakrapiane trucizną ostrza. Wychudzone kobiety i dzieci czuwały pod ścianami drewnianych chałup, wyciągając ku nim kościste ręce z kubkami. Lutia, której współczujące serce nie pozwoliło przejść obok nich obojętnie, wrzuciła kilka monet i uśmiechnęła się życzliwie. Bezzębna staruszka poklepała ją po dłoni i posłała przyjacielskie spojrzenie. Nieco dalej zauważyła biegnące, kalekie psy. Za nimi podskakiwał mężczyzna ze strzelbą wymierzoną w bezbronne zwierzę. Gdy pociągnął za spust, dziewczyna odwróciła wzrok. Ciche kwilenie dotarło do jej uszu. Po chwili para chłopców, zapewne bliźniąt, podbiegła do zastrzelonego futrzaka. Chwycili go za łapy i zanieśli matce. Dalijka starała się nie zauważyć garnka stojącego tuż przy wejściu. Otarła kilka niesfornych łez. " To straszne!"- Pomyślała - " Przez ten cały czas użalałam się nad sobą, podczas gdy oni..." Nie zdążyła dokończyć, poczuła bowiem na ramieniu czyjś ciepły dotyk.
- Hej, wszystko w porządku?
Odwróciła się. Wzruszyła ramionami i ścisnęła mocniej pięści.
- To... Takie niesprawiedliwe, Varriku! Oni tu głodują! Są chorzy... Ranni... Gdybym tylko mogła im jakoś pomóc...
- Jeszcze przyjdzie na to czas. Znając tych tam, - wskazał głową lawirującą między przechodniami Kasandrę i kroczącego przy jej boku Solasa - wyszkrobią najmniejszy kamyk z chodnika Azylu, byle by inni mieli co do gara wrzucić  Głowa do góry.
   Lutia z wdzięcznością spojrzała na krasnoluda. Skoro mogła nieść wsparcie potrzebującym, służba w Inkwizycji wcale nie była taka straszna!
Oczywiście, pomijając fakt, jak się tam znalazła. 

Szkielet Smoka Panda Graphics