Witam i przepraszam!
Tak, wiem... Nie było mnie masę czasu...
Ale przeprowadzka+ brak internetu + problemy z laptopem...
Przerosło mnie to...
Ale nic... Mamy 10 rozdział!
Z tej okazji myślałam nad zrobieniem jakiegoś bonusu ( coś w
stylu "dzień z życia Nathaniela ") albo one-shota. Co o tym myślicie?
Macie jakieś pomysły? Zapraszam do czytania!
P.s czy wam też się wydaje, że zaliczyłam niezłego level-up
z pisaniem? Poważnie, przejrzyjcie rozdział 1 i ten - myślę, że różnica jest
bardzo widoczna ;D
Powiedz mi więc,
jak odnaleźć mam?
Źródło, którego ból płynie
z zadanych nam ran.
Nie odeprzesz pokus, choćby
cały świat się zmienił w nie.
Oddaj zaś choć cząstkę tego,
w co wwierca pycha cię.
Nie dotrzymasz stałych prób,
odnajdź jedną ze starych świec,
choć włożyłeś cały trud,
nie dogonisz rzeczy, która pragnie zbiec!
Powiedz mi więc,
jak odnaleźć mam?
Źródło, którego ból płynie
z zadanych nam ran.
Gdy na sznurze swym zawiśniesz,
pomyśl bracie o swych dzieciach!
I złóż całun modlitewny,
na czole nic nie wartego kmiecia.*
Lutia smakowała każde słowo dawnej pieśni cicho
rozbrzmiewającej podczas spotkań przy ognisku. Słodko-gorzki posmak wciąż
pozostawał na języku, przypominając jej o jakże dokuczliwym poczuciu winy. Tak
pragnęła temu zaradzić! Krzyczała, walczyła, błagała - wszystko na nic! Ah,
jakże miała dość nieustającego cierpienia! Wiecznego zmartwienia, które
wyjątkowo ciążyło na duszy dziewczyny. Przecież to było tak dawno, dawno! Mimo
wszystko, chowała w sobie urazę wielką do tego stopnia, że samo spojrzenie na
czarnowłosą napawało ją jednocześnie lękiem i obrzydzeniem. I co ma zrobić
teraz, całkiem sama? Gdyby mogła chociaż mieć pewność, że bliscy żyją! Jakby to
ułatwiło sprawę!
Elfka lekko stąpała
po leśnym poszyciu. Zgniłozielona trawa i szarawe niebo jedynie pogłębiały jej
agonalny nastrój. Cichy szum strumyka pozwolił choć na chwilę oderwać się od
przykrych wspomnień. Pogórze, po którym
wchodzili, mieniło się kolorami żółci, szarości i brązu. Mchy i porosty
skutecznie uniemożliwiały bezpieczne przejście przez las, musieli zatem
przywiązać konie do najbliższych konarów wysokich, iglastych drzew. Maleńkie
chochliki, wielkości kilku ziaren grochu, były jedynym źródłem światła w
przytłaczającym igliwiu. Tajemnicze cienie przesuwały się wraz z nimi, choć
oczywiście, nie mieli o tym pojęcia.
I to był ich wielki błąd.
Wybrzeże Sztormów,
jak nazwa wskazywała, było znane z częstych wichur, powodzi i zamieszek. Toteż
nic dziwnego, że wchodząc do tego ponurego miasta, czuli się skrępowani i
niepewni. Znaleźli się w centrum uwagi. Ludzkie oczy obserwowały każdy ich
ruch. Pomiędzy straganami czaili się na nich łotry, chowający w zanadrzu
zakrapiane trucizną ostrza. Wychudzone kobiety i dzieci czuwały pod ścianami
drewnianych chałup, wyciągając ku nim kościste ręce z kubkami. Lutia, której
współczujące serce nie pozwoliło przejść obok nich obojętnie, wrzuciła kilka
monet i uśmiechnęła się życzliwie. Bezzębna staruszka poklepała ją po dłoni i
posłała przyjacielskie spojrzenie. Nieco dalej zauważyła biegnące, kalekie psy.
Za nimi podskakiwał mężczyzna ze strzelbą wymierzoną w bezbronne zwierzę. Gdy
pociągnął za spust, dziewczyna odwróciła wzrok. Ciche kwilenie dotarło do jej
uszu. Po chwili para chłopców, zapewne bliźniąt, podbiegła do zastrzelonego
futrzaka. Chwycili go za łapy i zanieśli matce. Dalijka starała się nie
zauważyć garnka stojącego tuż przy wejściu. Otarła kilka niesfornych łez.
" To straszne!"- Pomyślała - " Przez ten cały czas użalałam się
nad sobą, podczas gdy oni..." Nie zdążyła dokończyć, poczuła bowiem na
ramieniu czyjś ciepły dotyk.
- Hej, wszystko w porządku?
Odwróciła się. Wzruszyła ramionami i ścisnęła mocniej
pięści.
- To... Takie niesprawiedliwe, Varriku! Oni tu głodują! Są
chorzy... Ranni... Gdybym tylko mogła im jakoś pomóc...
- Jeszcze przyjdzie na to czas. Znając tych tam, - wskazał
głową lawirującą między przechodniami Kasandrę i kroczącego przy jej boku
Solasa - wyszkrobią najmniejszy kamyk z chodnika Azylu, byle by inni mieli co do
gara wrzucić Głowa do góry.
Lutia z
wdzięcznością spojrzała na krasnoluda. Skoro mogła nieść wsparcie
potrzebującym, służba w Inkwizycji wcale nie była taka straszna!
Oczywiście, pomijając fakt, jak się tam znalazła.