poniedziałek, 26 grudnia 2016

Rozdział 6. Badanie

Brak komentarzy:
Witam was moi drodzy!
Święta, święta i po świętach :D Jak je spędziliście? Mieliście 12 dań? A prezenty? Ja dostałam kocyk ( cuuuudny ) i manekina do rysowania, haha. Przynajmniej nie kolejny swetr od babuni :D
Oczywiście, rozdział spóźniony, ale liczęna wyrozumiałość. Miałam próbne egzaminy, dodatkowo masę nauki i ostatnim co był, gdy wróciłam do domu, to pisanie :(
Nie mam pojęcia, kiedy możecie spodziewać się kolejnego rozdziału, ale ja o was nie zapomniałam!
Przy okazji, wzięłam udział w konkursie plastycznym. Gdy poznam wyniki, opublikuję pracę na blogu, abyście mogli podziwiać mój :
"talent" XD

Zachęcam do komentowania!

Rozdział 6. Badanie

 Skrzypnięcie drewnianych wrot rozniosło się po pomieszczeniu. Kasandra podniosła wzrok znad mapy i z ciekawością przyglądała się Lutii. Elfka złowrogo zmrużyła oczy i ilustrowała salę.
W środku chaosu stał wielki, stary, mahoniowy stół, gdzie rozłożona była mapa. Przy ścianie znajdowała się kamienna płyta, na której dostrzegła czarny tusz. Oprócz tego komnatę dekorowało kilka jałowych, dopalających się świec i gobelin, przedstawiający symbol Inkwizycji otoczony płomieniami. Choć starała się zachować powagę i opanowanie, nerwowo wyłamywała palce i unikała wścibskich spojrzeń. Przeszła przez salę narad i zatrzymała się obok Cullena. Nie chciała nawet przebywać z czarnowłosą, nie mówiąc o jakimkolwiek kontakcie fizycznym. Skrzyżowała ręce licząc, że w ten sposób będzie wyglądała na pewną siebie. Nie zauważyła, jak bardzo drży, niekoniecznie z zimna. Cicho odetchnęła i łamiącym się głosem, spytała:
  - O-o co chodzi?
 Zacisnęła mocniej pięści i przygryzła wargę. Rumieniec wstydu oblał jej twarz, dosłownie czuła, że płonie. Nieprzyjemne mrowienie rozniosło się po jej ciele. Sierżant z troską przyglądał się roztrzęsionej dziewczynie. "Przecież to jeszcze dziecko!" - pomyślał wzburzony. 
 Spojrzał w jej pełne przerażenia, jak również determinacji oczy i zapragnął ją objąć, pocieszyć, obiecać, że wszystko się ułoży. Westchnął jedynie zrezygnowany i pełen poczucia winy, że nie zdołał powstrzymać swojej impulsywnej przyjaciółki przed zadaniem ciosu Dalijczykom.

niedziela, 6 listopada 2016

Liście spadają z drzew

Brak komentarzy:
Witam Was po (kolejnej) długiej przerwie!
Ale się stęskniłam :D Tak wiem, znowu nie dotrzymałam terminu, możecie mnie killować... ALE!
Przychodzę do was z nowym ONE-SHOTEEEEEM! YEAH!
Dlaczego? Już od dłuższego czasu miałam ochotę na napisanie go, ale nie miałam czasu. Jutro piszę olimpiadę z polskiego, 16-tego z WOSU, no maszakra!

Jak zwykle, nastęny rozdział ( nie ONE-SHOT :) ) postaram się dodać początek/połowa grudnia.
Zastanawiałam się nad bonusem z DA związany z świętami. Jesteście za? 
Pisząc one-shota inspirowałam się piosenką, którą radzę przesłuchać przed lekturą.
Gotowi?
Zapraszam do czytania!

Liście spadają z drzew

Promienie słoneczne bezlitośnie paliły skórę chłopca. Wiatr targał niemal zdartymi z niego łachmanami. Skulił się odruchowo, starając się zatrzymać resztkę ciepła. Jasne tęczówki z lękiem obserwowały nadchodzącą postać. Broda zaczęła drżeć, niemal nie przegryzając wargi. Zamknął oczy i modlił się w duchu. Ostatnie rany nie zdążyły się zabliźnić. Był pewny, że kolejny cios mógłby być jego ostatnim. Liny krępowały ruchy bruneta, pozostawiając na nadgarstkach głębokie zatarcia. Łzy nieubłaganie spływały po wymęczonej twarzy. Poczuł nachodzący cień przy ciele.
        Czego ryczysz?
Ostatkiem sił zdołał podnieść się z ziemi i podejść do wartownika. Dygnął przed mężczyzną, jak miał w zwyczaju.
   Pytałem, czego ryczysz?
Chłopiec jęknął z bólu spowodowanego mocnym uściskiem strażnika. Przełknął ślinę i starał się wydusić kilka słów.
   J-ja... Uch... B-boli...
Wartownik zaśmiał się ochryple. Z obrzydzeniem wpatrywał się w wielkie, zapłakane oczy.
   Boli,co?
Chwycił skrawek dawnej koszuli i pociągnął więźnia w górę.
   Teraz naprawdę cię zaboli.
Pieczenie rozniosło się po lewym policzku. Był przekonany, że widnieje na nim ślad po uderzeniu. Osunął się na ziemię i schował głowę w kolanach.Starał się opanować fale spazmu, dopóki z jego gardła nie wydobył się cichy szloch.
   Wstawaj.
Posłusznie wykonał polecenie.Opór nie miał najmniejszego sensu, wiedział o tym.
   A teraz posłuchaj mnie, magu. Twoje narzekanie nikogo nie obchodzi. Te diabelskie sztuczki ci się nie przydadzą. Ciesz się, że jeszcze żyjesz. Miałeś szczęście, że trafiłeś  do nas, mała bestio. Okaż wdzięczność!
Chłopiec klęknął przed wojownikiem.
   D-dziękuję...
Mężczyzna skrzyżował ręce na piersi. Uśmiechnął się triumfalnie.
   No, tak lepiej. Za lekceważenie...- zastanawiał się - cóż, pożegnaj się z dzisiejszym posiłkiem.
Splunął na ziemię, po czym zniknął za ścianą karczmy.

Słońce zdążyło już zajść, gdy dostrzegł w oddali obcą posturę. Wytężył wzrok, jednak wszystkie starania spełzły na niczym. Przypatrywała mu się z daleka, a szmaragdowe oczy - jedyne, co potrafił rozróżnić - błyszczały w ciemności.
Głosy w głowie podpowiadały mu, co powinien zrobić. Krzyczeć. Uciekać. Wołać o pomoc. Zamiast tego pozwolił sobie zamknąć powieki, a czarny obraz utrzymywał się do białego rana. Nigdy nie śnił, nie potrafił. Zawsze ta plama, która wciągała i wciągała go w coraz czarniejszy dół. Czasami budził się i miał wrażenie, że zapomniał o czymś ważnym. Ale kraina mroku wzywała go z powrotem w ciasną pustkę.

Kolejne cienie przecinały drogę. Brunet martwym wzrokiem wpatrywał się w dal. Wyraźne ślady łez rysowały się na chudej twarzy. Stał w miejscu, po raz setny układając dziwne pieśni.
„ Następna dziura została wessana,
przez wschód słońca,
odleciała w stronę nieba
i rozpłynęła się
w powietrzu "
Wymyślał zaklęcia, zastanawiał się, kim chciałby być, gdy dorośnie. Bał się tego, co miało nadejść, ale niecierpliwie oczekiwał tego momentu. Minęło sporo czasu, nim zorientował się, że jest obserwowany.
W oddali stała dziewczyna. Była jego wzrostu, może trochę wyższa. Zauważył, że zbliża się do niego. Serce przyspieszyło, a oddech stał się nierówny i szybki.
Przyjazny uśmiech wstąpił na jej twarz. Stała tyłem, nie wzbudzając podejrzeń wśród straży. Białe włosy wiły się wokół jej pleców. Choć był przerażony, bardzo chciał podejść i chwycić ją za rękę, poczuć ciepło drugiej osoby. Wiedział, że rozmowa jest zabroniona, mimo to spytał.
   Jak masz na imię?
Odwróciła się i splotła ze sobą ręce.
   Przepraszam, ale nie mam imienia.
Dopiero teraz spostrzegł, że jej kostki oplatają zerwane łańcuchy. Zdziwienie malowało się na jego twarzy. Zaczął drżeć. Spojrzał w górę, wpatrując się w błękitne niebo. Nagle poczuł dziwne ciepło na nadgarstku. Nim zdążył zaprotestować, liny opadły, a mała dłoń dziewczyny oplotła jego. Pogładziła go po policzku i spojrzała mu w oczy, uśmiechając się promiennie.
   Wróćmy razem do domu.
Coś w nim pękło. Łzy spływały po policzku, tworząc małą drużkę. Sznur, który przez tyle lat był jego poczuciem bezpieczeństwa, został spalony. Rzucił się na ziemię, wyłapując uratowane szczątki. Białowłosa pociągnęła za sobą zdezorientowanego więźnia w stronę targu, cały czas śląc szczere uśmiechy w jego stronę.

***
Szli tak przez jakiś czas. Jednak te kilka godzin były najcenniejszymi w krótkim życiu małego. Rozmawiali, wspinali się po drzewach. Zauważył, że słońce zaczęło chować się za chmurami. Dalej męczyła go kwestia łańcuchów, jednak strach przejął jego serce. Bał się, że mogłaby się na niego obrazić i pójść sobie, a on znów zostałby sam. W końcu zatrzymał się i rozejrzał. 
Szli wąską, kamienistą ścieżką, poprzecinaną po obu stronach rzeczką. Źdźbła trawy falowały na wietrze, mieniąc się soczystym kolorem zieleni. Stanęła przed nim i poprawiła odzienie. 
Patrzyli na siebie, okryci niespokojną ciszą.
   Jeśli cię złapią, zabiją cię.
   Wiem.  Zmrużyła oczy  ale nie wiedzą, gdzie jesteśmy.
   Ile masz lat?  wypalił. Chciał przeprosić za swoją ciekawość. Nie chciał jej przestraszyć. Mimo to, wydawała się być niewzruszona.
   A ty?
   Dziewięć.
   Aha.
Ukłonił się najlepiej jak potrafił.
   Dziękuję ci, ale muszę już wracać
Przegryzła lekko wargę.
   Nie złość się, proszę  załkał  J-ja... Ja muszę wrócić, będą na mnie źli. Chciałabyś... przyjść jutro?
Dziewczyna ze smutkiem wpatrywała się w chłopca.
   Przecież nie musisz wracać.
Wstrzymał oddech.
   N-nie muszę?
        Nie!
Zamarł. Wydawało mu się, że świat nagle poczerniał ze strachu. Zacisnął pięści i wziął głęboki oddech.
   Nie muszę.  powtórzył.
Szczęście wypełniło jego towarzyszkę. Zerwała pożółkłe liście i wrzuciła je do jeziora. Dryfowały delikatnie, a ich zetknięcie z taflą wody wyznaczały pojedyncze kręgi.
   Jesteśmy wolni. Możemy odpłynąć, jak liść.  Wpatrywała się w zachodzące słońce. Po chwili białe włosy całkiem przysłoniły jej twarz.  Bo widzisz, on od początku był skazany na samotność.
Chłopiec znieruchomiał. Ta opowieść wydawała mu się całkiem bezsensowna, a jednocześnie wyjątkowo pociągająca. Słuchał więc dalej.
    Na początku był jeden mały, smutny liść. Bał się ciemności, wiatru, ptaków. Następnego dnia na gałęzi pojawił się pąk. Kolejnego dnia jeszcze jeden, i  tak przez wiele lat. Ale liść i tak był smutny. Wiesz dlaczego?
Zaprzeczył ruchem głowy.
   Dlatego,  ciągnęła  że nikogo nie kochał. Każdy liść spadł na ziemię lub został zerwany. Żółty ocalał, ponieważ nikt go nie chciał, a zielone były zbyt próżne na chwilę uniesień. W rzeczywistości, choć rosły na jednym drzewie, każdego z nich dzieliła pewna odległość. Więc, tak na prawdę, to każdy z nich jest samotny. Ale one zostaną tutaj i będą napawać się swoim pięknem, a żółty będzie miał okazję zwiedzić świat. Będzie szczęśliwy w swojej samotności.
Niebieskooki uśmiechnął się. Chwycił nieznajomą za rękę i poprowadził w stronę lasu.
   Ale liść może zabrać ze sobą przyjaciela, prawda? I obydwoje będą się dzielić swoją samotnością.
Dziewczyna zastanowiła się. Odwzajemniła uścisk i szli razem, ramię przy ramieniu. 
   Tak.
Ciepło rozeszło się w sercach dzieci. Dotyk ludzkiej dłoni był czymś tak obcym, niemal nierzeczywistym obrazem będącym utęsknionym marzeniem.
Były więzień jeszcze raz spojrzał w stronę odpływających liści. Słońce zdążyło już zajść, pozostawiając po sobie ciemnopomarańczową łunę.
  A nasze troski i cierpienia,
ból, nieznane imiona,
zostały wessane przez zachód słońca
i rozpłynęły się
w powietrzu".

niedziela, 25 września 2016

Rozdział 5. Poznanie

Brak komentarzy:
Witam! Przynoszę do was kolejny rozdział! Jak idzie Wam nauka?  U mnie strasznie...  Nie ma dnia bez kartkówki/sprawdzianu/sesji.  Masakra! Ale co to dla mnie!  Jak zwykle znalazłam czas na pisanie- i wyrobiłam się!  WOW! Następny rozdział postaram się dodać połowa/koniec października. A tymczasem zapraszam do czytania!

Rozdział 5. Poznanie

 Mężczyzna długo wpatrywał się w elfią dziewczynę. Przyglądał się jej dużym, niebieskim oczom, cerze gładkiej niczym płatek róży. Jej małe, jednak pełne usta rozciągnęły się w smutnym uśmiechu. Jasne włosy targane wiatrem ukazały coś, co szczególnie zwróciło jego uwagę. Para spiczastych uszu. W ciszy badał jej każdy ruch i drgnięcie. W końcu, po pierwszym szoku, delikatnie uniósł kąciki ust w górę, starając się nabrać łagodny wyraz twarzy.
 - Witaj. Mogę ci w czymś pomóc?
Lutia zawahała się. Ścisnęła mocniej nadgarstek brata. Chłopiec syknął i powoli wyswobodził się z ręki siostry.
 - Przepraszam, jeśli przeszkadzam - zaczęła- Ale... Czy mogłabym... Porozmawiać o...
Nie wiedziała, co powiedzieć. O czym chciała mówić? O elfach? O ucieczce? O swoich problemach? Przecież wcale nie musiał jej słuchać!
Postanowiła stąd odejść, póki miała czas. Odwróciła się z zamiarem ucieczki, gdy poczuła czyjąś dużą, ciepłą dłoń na ramieniu.
 - Poczekaj.
Dalijka spojrzała zdziwiona na elfa.
 - Z jakiego klanu jesteście?
 - Lavellan- odpowiedziała zgodnie z prawdą.
 - Lavellan...- powtórzył. - Proszę, wejdźcie!
Uchylił lekko drzwi, zachęcając rodzeństwo. Zdziwienie malowało się na twarzy dziewczyny. Szybkim krokiem przeszła przez próg chatki.

niedziela, 21 sierpnia 2016

Rozdział 4. Witamy w Inkwizycji

Brak komentarzy:
Witajcie po długiej przerwie!
Na wstępie chciałam podziękować za miły i dodający otuchy komentarz Clacier!
Naprawdę, dzięki tobie jeszcze dziś publikuję ten rozdział ( nie w przyszłym tygodniu czy za dwa, cóż poradzić, leniuszek ze mnie <3 ).
Mam nadzieję, że od tej pory będzie nas więcej i więcej, a fani DA złączą się w sile i duchu.
Zapraszam na nowy rozdział!

Rozdział  4. Witamy w Inkwizycji


 Cichy chlupot wody odbijał się echem po lesie. Czarna, niemal bezgwiezdna noc wisiała nad głowami rycerzy. Wszyscy byli zajęci pochłanianiem skromnego, aczkolwiek smacznego posiłku. Skwierczenie ognia skutecznie odstraszały naprzykrzające się owady. Cullen wraz z Kasandrą obmyślali kolejny plan wybicia venatori, kątem oka spoglądając na skuloną elfkę siedzącą przy ognisku. Lutia niespokojnie wierciła się w miejscu, obserwując rudowłosą kobietę. Leliana wskazała głową gar gulaszu.
 - Powinnaś coś zjeść. Nie chcesz chyba paść z głodu?
Niebieskooka przyciągnęła kolana do siebie i oparła na nich swoją brodę.
 -Nie jestem głodna.
Szpieg mistrzyni przeniosła wzrok na śpiącego obok jasnowłosej Nathaniela.
 - W porządku. Jeśli nie chcesz zrobić tego dla mnie, zrób to dla niego. Potrzebuje cię.
Lutia przyglądała się gotującej zupie. Po chwili głośne burczenie rozległo się wkoło ogniska. Czerwone rumieńce oblały twarz dziewczyny, która szybka spuściła głowę. Po paru minutach nalała odrobinę dania do misy i w błyskawicznym tempie zjadła.
 - Widzisz? Nie była zatruta. Smakowała ci?
 - Mhm...
Pomimo chęci Leliany, elfka dalej trzymała wszystkich na dystans. Nie dopuszczała do siebie żadnej dobrej myśli obejmującej jej towarzyszy. I nie miała jej tego za złe. W końcu to przez nich odeszła jej rodzina i przyjaciele. 
Usłyszała kroki i odruchowo musnęła dłonią swojego sztyletu. Jasna czupryna wyłoniła się z cienia.
 - Spokojnie, to tylko ja!
Kasandra posłała mu gniewne spojrzenie.
 - Cóż, to tylko my... - Poprawił się Cullen.
Czarnowłosa podeszła do ostrouchej. Dziewczyna wpatrywała się w  kobie z zawiścią w oczach. Otuliła się mocniej rękami i zaczęła wbijać paznokcie w skórę, zostawiając na niej ślady w kształcie półksiężyca.
 - Nie musisz mi odpowiadać, jeśli nie nie chcesz. Chcę tylko, abyś mnie wysłuchała.
Lutia kątem oka zerknęła na ciemnooką. Przyglądała się umęczonej twarzy oświetlonej ogniem. Nienawidziła jej i dziękowała bogom za każde doznane przez nią cierpienie.

sobota, 21 maja 2016

Rozdział 3. Znamię

Brak komentarzy:


Głosy ucichły, a oczy wszystkich zwrócone były w stronę elfki. Oddychała szybko, w nierównych odstępach czasu. Jej zwykle radosne, pełne życia oczy, przykryte były mgłą. Nawet najjaśniejsza iskra nie była w stanie jej przebić. Sierżant Cullen zaniemówił, wpatrując się w zrozpaczoną dziewczynę. Przyglądał się, jak bezradnie próbowała ugasić płomienie.  Ogień jednak się rozprzestrzeniał, obejmując korony drzew i krzewów. Chciał podejść, chwycić ją za rękę i powiedzieć "Przykro mi".  Ale czy miał do tego prawo?
Jasnowłosa z wściekłością rzuciła się na wojowników. Mężczyźni ubiegli jej atak. Jeden z nich chwycił jej rękę i mocno wykręcił. Przygryzła wargę powstrzymując jęk bólu. Po krótkiej szamotaninie wyrwała się z uścisku napastnika i wycelowała w niego lewą dłonią. Kotwica błyskała jasnozieloną poświatą. Nad nimi pojawiła się dziura, a z niej zaczęły wychodzić demony.
  - Wszyscy do broni! - krzyknęła Kasandra.
Rozniósł się znajomy szczęk metalu, by po chwili zatopić broń w sercach potworów. Elfka czekała w oddali, jednocześnie przyglądając się strasznym istotą. Wiedziała, że to nie ona otworzyła szczelinę. Więc kto?

sobota, 16 stycznia 2016

Spotkanie po latach

Brak komentarzy:


 

Pewien starszy mężczyzna stał właśnie przed karczmą "Pod Wisielcem". Swoją prawą dłonią przeczesał czarne, lekko siwiejące włosy, po czym chwycił sakwę zwisającą z jego skórzanego pasa. Sprawnie odliczył pięć monet, poprawił lnianą koszulę i wszedł do środka.

Światło bijące ze świec niemal go zaślepiło. W powietrzu można było wyczuć odór potu, zapach olejków korzennych oraz słodką woń miodu. Kobiety podawały klientom napitki, nie oszczędzając mężczyznom widoku, na który tak uparcie czekali. Bard w kącie właśnie nastrajał lutnie, ale nie trzeba było długo czekać, aby usłyszeć słowa i melodię tak bardzo mu znaną.

"Szary Strażniku, przyznaj nam się,

złożyłeś przysięgi, dziś

złamałeś je..."

Delikatnie, w rytm utworu, szedł w stronę zajętego stolika. Deski pod jego ciężarem zaskrzypiały, dając do zrozumienia, ile lat już minęło od jego ostatniej wizyty.

Rozdział 2. Ogień

Brak komentarzy:


Na łące, leżącej tuż za lasem w którym znajdował się obóz, szły dwie postacie. Lutia, jasnowłosa elfka, oraz jej młodszy brat- Nathaniel. Ponieważ matka dziewczyny była czystej krwi Dalijką, postanowiła nazwać dziewczynę Luteija- imieniem szczególnie szanowanym przez jej pobratymców. Jednak z powodu przedziwnej choroby gardła, imię dziewczyny zostało niezrozumiane- i tak narodziła się Lutia.
Z kolei ojciec rodzeństwa pochodził z Fereldenu, gdzie dawniej miała miejsce ostatnia plaga.
Chłopiec delikatnie trzymał się dłoń siostry, rozglądając się i napotykając różne rodzaje roślin, których nigdy dotąd nie widział. Obydwoje ubrani byli w białe i jasnozielone tkaniny.
Elfka rozpuściła swoje złociste włosy, tak, by mogły swobodnie opadać falami na jej plecach. Duże, niebieskie oczy patrzyły z politowaniem na Nathaniela, który właśnie w tej chwili wyjadał gruszki z ich wspólnego koszyka.
  - Nathaniel, zostaw to. To nie dla ciebie.
Chłopiec oblizał palce i odwrócił się w stronę siostry.
  - Ale ja to znalazłem! Dla kogo więc?
Dziewczyna wyrwała zdobycz  z rąk brata i delikatnie, uważając by nie pobrudzić sukienki,  uklękła przed nim tak, by mogła spojrzeć mu w oczy.
  - Pamiętasz te dobre ciasteczka z jagodami?
Zielonooki zamyślił się, po czym skinął głową.
  - W tym roku jest ich mało, więc nazbieraliśmy innych owoców. Mamae chce nam zrobić przyjemność i upiecze nam słodkości.
Uśmiechnęła się, po czym pocałowała malca w czoło. Ten szybko zrozumiał, o czym mówiła jasnowłosa i rozpromienił się.
Wiedział, że to naprawdę dobre ciastka.

***
Szkielet Smoka Panda Graphics