niedziela, 21 sierpnia 2016

Rozdział 4. Witamy w Inkwizycji

Witajcie po długiej przerwie!
Na wstępie chciałam podziękować za miły i dodający otuchy komentarz Clacier!
Naprawdę, dzięki tobie jeszcze dziś publikuję ten rozdział ( nie w przyszłym tygodniu czy za dwa, cóż poradzić, leniuszek ze mnie <3 ).
Mam nadzieję, że od tej pory będzie nas więcej i więcej, a fani DA złączą się w sile i duchu.
Zapraszam na nowy rozdział!

Rozdział  4. Witamy w Inkwizycji


 Cichy chlupot wody odbijał się echem po lesie. Czarna, niemal bezgwiezdna noc wisiała nad głowami rycerzy. Wszyscy byli zajęci pochłanianiem skromnego, aczkolwiek smacznego posiłku. Skwierczenie ognia skutecznie odstraszały naprzykrzające się owady. Cullen wraz z Kasandrą obmyślali kolejny plan wybicia venatori, kątem oka spoglądając na skuloną elfkę siedzącą przy ognisku. Lutia niespokojnie wierciła się w miejscu, obserwując rudowłosą kobietę. Leliana wskazała głową gar gulaszu.
 - Powinnaś coś zjeść. Nie chcesz chyba paść z głodu?
Niebieskooka przyciągnęła kolana do siebie i oparła na nich swoją brodę.
 -Nie jestem głodna.
Szpieg mistrzyni przeniosła wzrok na śpiącego obok jasnowłosej Nathaniela.
 - W porządku. Jeśli nie chcesz zrobić tego dla mnie, zrób to dla niego. Potrzebuje cię.
Lutia przyglądała się gotującej zupie. Po chwili głośne burczenie rozległo się wkoło ogniska. Czerwone rumieńce oblały twarz dziewczyny, która szybka spuściła głowę. Po paru minutach nalała odrobinę dania do misy i w błyskawicznym tempie zjadła.
 - Widzisz? Nie była zatruta. Smakowała ci?
 - Mhm...
Pomimo chęci Leliany, elfka dalej trzymała wszystkich na dystans. Nie dopuszczała do siebie żadnej dobrej myśli obejmującej jej towarzyszy. I nie miała jej tego za złe. W końcu to przez nich odeszła jej rodzina i przyjaciele. 
Usłyszała kroki i odruchowo musnęła dłonią swojego sztyletu. Jasna czupryna wyłoniła się z cienia.
 - Spokojnie, to tylko ja!
Kasandra posłała mu gniewne spojrzenie.
 - Cóż, to tylko my... - Poprawił się Cullen.
Czarnowłosa podeszła do ostrouchej. Dziewczyna wpatrywała się w  kobie z zawiścią w oczach. Otuliła się mocniej rękami i zaczęła wbijać paznokcie w skórę, zostawiając na niej ślady w kształcie półksiężyca.
 - Nie musisz mi odpowiadać, jeśli nie nie chcesz. Chcę tylko, abyś mnie wysłuchała.
Lutia kątem oka zerknęła na ciemnooką. Przyglądała się umęczonej twarzy oświetlonej ogniem. Nienawidziła jej i dziękowała bogom za każde doznane przez nią cierpienie.
 - Musisz coś zrozumieć. To nie była łatwa decyzja. Otrzymaliśmy od agentów potwierdzenie pobytu Venatori. Byliśmy pewni, że wśród twoich przyjaciół czają się potwory. Kruk który przysłał wiadomość zostanie stracony gdy tylko dotrzemy do Inkwizycji. W Azylu zbadamy twoją dłoń, która mo...
 - Nie chcę.
Ciemnooka wpatrywała się w dziewczynę. Próbowała coś w niej zobaczyć, wyczytać z jej twarzy. Ale ta została schowana za kamienną maską.
 - Dlaczego?
 - Nie jestem wam niczego winna, wy wręcz przeciwnie. Nie możesz mnie zmusić.
Choć słowa elfki wydawał się twarde, słychać było w jej głosie drżenie i niepewność, co nie przeszło uwadze Kasandry. Tak naprawdę była bardzo delikatnym kotkiem, który próbował udawać tygrysa.
 - Mimo to daj mi dokończyć. Twoje znamię może być kluczem, który zamyka szczeliny i, być może, wyłom. Codziennie mam do czynienia z potworami i demonami...
 - Nie tylko ty- wtrącił się Cullen.
Kobieta spiorunowała go spojrzeniem spod przymrużonych powiek.
 - Wybacz.
 - Tak więc... Musisz się domyślać, jakie to dla nas ważne- zwróciła się w stronę Luti -  Możemy uratować wiele istnień. Widziałaś przecież, do czego to doprowadziło.
Niebieskooka zadrżała. Pomyślała o Nathanielu. Jej małym, bezbronnym bracie, który próbował ją ocalić. Walczyła ze łzami cisnącymi się do oczu. Przygryzła wargę i słuchała dalej.
 - Nie chcemy, by to się więcej powtórzyło. Ofiar będzie więcej, musimy więc zamknąć wyłom i pozbyć się szczelin. Nadejdą lepsze czasy, zobaczysz. Zgódź się, potrzebujemy twojej pomocy.
Nastała długa cisza. Dalijka biła się z myślami. Mogła pomóc lub uciec. Tylko dokąd? Co będzie robić? I co z Nathanielem?
Gęsia skórka pokryła całe jej ciało. Miała jedną szansę.Wybór. Westchnęła głęboko i wolno, ledwo dostrzegalnie, pokiwała twierdząco głową. Poszukiwaczka uśmiechnęła się lekko.
 - Cała Inkwizycja Ci dziękuje.
Elfka tylko wzruszyła ramionami, wzięła brata na ręce i udała się w stronę namiotu. Jutro czekał ich długi dzień.
***
 W dalszą podróż wyruszyli przed południem. Wraz z Nathanielem dosiadła białego rumaka, który dźwigał przewiązane bagaże wojowników i rodzeństwa, Młody elf czuł się znacznie lepiej, gorączka spadła nie pozostawiając za sobą śladu. Chłopiec był oczarowany otaczającym go światem. Oboje zostali przebrani w ciepłe ubrania. Dziewczyna prezentowała się elegancko i schludnie. Na biała, bufiastą koszulę założoną miała skórzaną kamizelkę obszytą futrem. Jej zwykle odsłonięte nogi okrywała para ciemnych spodni. Dodatkowo przy pasie znajdował się sztylet i pusta sakwa. Zielonooki posiadał podobny zestaw z wyjątkiem broni. Trzymali się na uboczu, starając się nie wchodzić mężczyznom w drogę. Przeszli las, aż w końcu zza gęstych krzewów wyłoniła się kamienna droga, która prowadziła do podnóża gór, gdzie znajdował się Azyl. Wszyscy zatrzymali się aby napoić konie i posilić się ciepłym posiłkiem. Lutia, mimo niepewności, zgodziła się na propozycje Kasandry. Miała ochotę się rozpłakać, ale po ostatniej nocy nie miała już sił. Jej oczy dalej były spuchnięte i czerwone, mimo to pozostali starali się nie zwracać na nią uwagi. Większość z nich nie miało już rodziny, nie wspominając o żonie czy dzieciach., nie potrafili więc zrozumieć uczuć dziewczyny. Ciągle spoglądała na chłopca, nie pozwoliła mu się oddalić nawet na krok. Tylko jego ciepło trzymało ją przy życiu.
 Niebo okryło się pomarańczową i czerwoną łuną gdy dotarli na miejsce. Wszyscy przyglądali się nowym twarzom. Ludzie uporczywie szukali wad w ciele elfki. Uważali się lepszych od pozostałych ras, porównując Dalijczyków do zwykłych zwierząt. Tymczasem stała przed nimi niezwykle młoda, urodziwa i szczupła jasnowłosa istota. Nawet szlachcianki nie spuszczały z niej wzroku. Jednak ona ignorowała wścibskie spojrzenia i drżącymi rękami ściągnęła z konia młodszego brata. Po chwili pojawiła się przed nią rudowłosa.
 - Tutaj znajduje się Azyl - wskazała dłonią na domki, mur i ogromną budowlę przypominającą świątynię.- Zaraz ktoś was zaprowadzi do komnaty. W tym czasie może po prostu... Spróbuj z kimś porozmawiać?
Ostroucha patrzyła osłupiona na twierdzę. Zastanawiała się, co teraz będzie? Co z Nathanielem? Czy uda jej się zacząć życie od nowa?
 - Wiesz, nie będziesz samotna. Oprócz waszej dwójki jest jeszcze wielu innych elfów. Na przykład Solas, który jest naszym...
 - Leliano, czy mogę cię prosić?- przerwała Kasandra.
 - Tak, oczywiście. Wybacz, poradzicie sobie?- zwróciła się do Luti.
Dziewczyna spuściła głowę i wyszeptała ciche  „Tak". Kobieta odeszła, pozostawiając rodzeństwo samemu sobie. Jasnowłosa rozejrzała się w poszukiwaniu tajemniczego Solasa. Liczyła na pomoc jej pobratymca, który mógłby ich stąd wydostać. Zamiast szpiczastych uszów ujrzała niską, krępą i masywną postać siedzącą przy ognisku. Chwyciła Nathaniela za rękę i udała się w stronę krasnoluda. Mężczyzna trzymał na kolanach kuszę, starannie obmywając ją z zaschniętej krwi.  Słysząc czyjeś kroki, przerwał wykonywaną czynność i spojrzał na młodą osobę. Jego oczy rozszerzyły się, a usta przybrały kształty litery  „o".
 - No, proszę proszę... Czy mam już zwidy na starość, czy stoi przede mną elfia bogini?
Lutia zaczęła się rozglądać, szukając pięknej kobiety. Gdy jednak zrozumiała o kim mówił nieznajomy, jej twarz oblał rumieniec, a kąciki ust delikatnie uniosły się w górę. Był to jej pierwszy uśmiech od dłuższego czasu.
 - Przepraszam. Nie przeszkadzam? - skinęła głową na broń i materiał, niegdyś zapewne biały, teraz bladoróżowy. 
 - Skądże. Cieszę się, gdy spotykam kogoś chętnego do rozmowy. W dzisiejszych czasach, wszystko schodzi na psy przez te cholerne plugawce. - z przejęciem spojrzał w oczy elfki.- Zresztą, nieważne. Jestem Varrik, a to - chwycił w dłonie leżącą kuszę i pokazał dziewczynie- Bianka.
 - Lutia- przedstawiła się - I Nathaniel.
Varrik poczochrał malca po głowie i posłał mu promienny uśmiech. Następnie zaproponował rodzeństwu by dotrzymali mu towarzystwa. Elfka z podejrzliwością przyglądała się  krasnoludowi. Mimo to wraz z chłopcem przysiedli się do mężczyzny. Wpatrywała się w krępą postać, która wróciła do wykonywania przerwanej czynności. 
 - Więc, z jakiego klanu jesteście?
 Lutia chwilę zwlekała z odpowiedzią.
 -Lavellan.
Łotrzyk ze zdziwieniem uniósł brwi.
 - Pierwsze słyszę. Ale ładnie brzmi. Lavellan.- rozmarzył się Varrik - Może kiedyś wykorzystam.
Łuczniczka zmrużyła oczy. W ciszy, którą przerywało skwierczenie palonego drewna, próbowała zrozumieć znaczenie słów towarzysza.
 - Jak to? - spytała.
 - W mojej książce. Pomyśl, nieczęsto spotykasz osoby z mianem Lavellan.  To intrygujące.- Podparł dłoń na swojej brodzie, nie spuszczając wzroku z maga.- I jak już wspomniałem, ładnie brzmi.
Nathaniel podszedł do mężczyzny  i obserwował go w milczeniu. Następnie podał mu rękę z wyprostowanym wskazującym palcem.
 - Pociągnij.
 Niska postać wybuchnęła śmiechem. Zaczęła ocierać niewidzialne łzy i zamknęła piąstkę malca w swoich dużych dłoniach.
 - Wybacz, młody, ale znam ten żart.
Po chwili obydwoje zaczęli rechotać. Lutia w tym czasie przyglądała się Azylowi. Drewniane chałupy wyglądały na ciasne, ale przytulne. Oprócz tego znajdowało się parę straganów, stajnia oraz kuźnia. Widziała, jak krawcowe obszywały futrem kaftany lub tkały na wrzecionie. W centrum tego wszystkiego znajdowała się wielka budowla. Zbudowana była z kamieni i mchu zatrzymującego wilgoć. Nad głównym wejściem znajdował się witraż przedstawiający symbol Inkwizycji w postaci oka przebitego mieczem, otoczonego bezkresnymi płomieniami. Wyobraziła sobie, jak od tej pory będzie zabijać wrogów z tym samym symbolem na piersi. Zacisnęła pięści i zamknęła oczy, powstrzymując cisnące się przez powieki łzy.
 - Przepraszam, ale...
 Nathaniel z Varrikiem odwrócili się w stronę dziewczyny.
 - Gdzie mogę znaleźć Solasa?
Krasnolud spojrzał na stojącą na wzgórzu chatkę.
 - Tam mieszka. Dziwny z niego typ, ale miły. Rzadko wychodzi dalej niż za ten cholerny mur, więc pewnie go tam zastaniesz.
 Lutia podziękowała mężczyźnie i poszła z bratem pod wskazane miejsce. Serce zabiło jej mocniej, gdy pomyślała, że wreszcie spotka kogoś bliskiego jej rodzaju. Z każdym krokiem coraz bardziej czuła rosnącą w jej gardle gulę. Zacisnęła mocniej palce na nadgarstku chłopca i pogładziła go po głowie. Stanęła przed drzwiami i lekko się wahając, zapukała. Nasłuchiwała głosów ze środka w postaci jakiegokolwiek szmeru czy szczęku. Po chwili w wejściu pojawił się elfi mężczyzna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szkielet Smoka Panda Graphics