niedziela, 25 września 2016

Rozdział 5. Poznanie

Witam! Przynoszę do was kolejny rozdział! Jak idzie Wam nauka?  U mnie strasznie...  Nie ma dnia bez kartkówki/sprawdzianu/sesji.  Masakra! Ale co to dla mnie!  Jak zwykle znalazłam czas na pisanie- i wyrobiłam się!  WOW! Następny rozdział postaram się dodać połowa/koniec października. A tymczasem zapraszam do czytania!

Rozdział 5. Poznanie

 Mężczyzna długo wpatrywał się w elfią dziewczynę. Przyglądał się jej dużym, niebieskim oczom, cerze gładkiej niczym płatek róży. Jej małe, jednak pełne usta rozciągnęły się w smutnym uśmiechu. Jasne włosy targane wiatrem ukazały coś, co szczególnie zwróciło jego uwagę. Para spiczastych uszu. W ciszy badał jej każdy ruch i drgnięcie. W końcu, po pierwszym szoku, delikatnie uniósł kąciki ust w górę, starając się nabrać łagodny wyraz twarzy.
 - Witaj. Mogę ci w czymś pomóc?
Lutia zawahała się. Ścisnęła mocniej nadgarstek brata. Chłopiec syknął i powoli wyswobodził się z ręki siostry.
 - Przepraszam, jeśli przeszkadzam - zaczęła- Ale... Czy mogłabym... Porozmawiać o...
Nie wiedziała, co powiedzieć. O czym chciała mówić? O elfach? O ucieczce? O swoich problemach? Przecież wcale nie musiał jej słuchać!
Postanowiła stąd odejść, póki miała czas. Odwróciła się z zamiarem ucieczki, gdy poczuła czyjąś dużą, ciepłą dłoń na ramieniu.
 - Poczekaj.
Dalijka spojrzała zdziwiona na elfa.
 - Z jakiego klanu jesteście?
 - Lavellan- odpowiedziała zgodnie z prawdą.
 - Lavellan...- powtórzył. - Proszę, wejdźcie!
Uchylił lekko drzwi, zachęcając rodzeństwo. Zdziwienie malowało się na twarzy dziewczyny. Szybkim krokiem przeszła przez próg chatki.
 Drewniany domek niczym nie wyróżniał się od pozostałych. Po lewej stronie, tuż pod oknem znajdowało się małe łoże, starannie prześcielone i - wydawać by się mogło - całkiem wygodne. Na ścianie za pryczą dostrzegła biblioteczkę z zawieszonymi obok niej mapami. Co przedstawiały, nie miała pojęcia.
Po prawej stronie siedziby stał duży, dębowy stół zalany masą papierów. Gdzieś dalej w kącie unosił się dym znad paleniska, a przy palenisku - dwa szare stołeczki.
 Solas - jak wiedziała od Varrika i Leliany - wskazał dłonią siedziska, sam zaś wszedł do komórki przy wejściu. Mają tu nawet własne spiżarnie - pomyślała.
Nathaniel przyglądał się chwilę pomieszczeniu.
Podszedł do mapy i delikatnie gładził ją palcami.
 - To Ferelden - wyjaśnił Solas, wychodząc ze spichlerza. - A obok Denerim. Interesujesz się historią?
Chłopiec nieśmiało pokiwał głową.
 - Tak, proszę pana. Mój tata pochodził z Fereldenu.
 Pochodził?- zastanawiał się Solas.
 - Rozumiem. A gdzie teraz jest?
 - Nie żyje, proszę pana.
Mężyczna z troską przyglądał się malcowi.
 - Przykro mi. Ale teraz jest w lepszym miejscu.
 - Mama też tak mówi- uśmiechnął się. -Lutio!
Dziewczyna wyrwała się z zamyślenia.
 - Tak?
 - Gdzie jest mamae? Będzie bardzo zła jak nie przyjdziemy! I znowu mnie zbije!
Lutia przypomniała sobie wszystko od nowa. Swąd, krew, krzyki, ogień. Zebrało jej się na wymioty. Cichutko jednak przełknęła rosnącą gulę w gardle i spojrzała na chłopca oczami pełnymi łez, które tak starała się przed nim ukryć.
 - Mamae, ona... Jest z tatą. Daleko.
Chłopczyk uniósł głowę do góry.
 - Tam? Ale...
Przeniósł wzrok z powrotem na siedzącą postać.
 - Ale... Mieliśmy upiec ciasteczka... I...I...
Wybuchnął gorzkim płaczem. Elfka bez słowa podeszła do niego i wzięła w ramiona. Mały wczepił palce w jej długie włosy i wypłakiwał się w ramię siostry.
Choć miała ochotę zrobić to samo, próbowała się opanować. Powstrzymywała zbierające się w kącikach krople. Musiała być silna - dla niego i dla siebie.
Powoli kołysała go i głaskała po plecach. Po dłuższej chwili Nathaniel uspokoił się, a następnie zasnął.
 - Połóż go w moim łożu - szeptem zaproponował Solas.
Zrobiła tak jak kazał, po czym wróciła do miejsca przy palenisku.
Mężczyzna uniósł gar z ziołami pływającymi wewnątrz.
 - Herbaty?
Zgodziła się, choć z niechęcią, nie wypadało w końcu odmówić gospodarzowi.
Położył naczynie na ogień i przyglądał mu się w milczeniu. Lutia zastanawiała się, od czego zacząć.
 - Ja... Chciałabym z tobą o czymś porozmawiać. - zarumieniła się. - Och, całkiem zapomniałam! Nazywam się Lutia Lavellan, a to mój brat Nathaniel - wskazała na śpiącego chłopca- Wybacz, że dopiero teraz, ale... Ojej, pogubiłam się...
Elf uśmiechnął się i położył dłoń na jej ramieniu. 
 - Spokojnie, zacznijmy od początku. Mów mi Solas. O co więc chodzi? Wydajesz mi się znajoma.
 Westchnęła.
 - Nie, raczej nie. Nigdy nie zapuszczałam się dalej poza teren obozu. Przyszłam tu w pewnej sprawie. Mam nadzieję, że mi pomożesz. Czy chciałbyś mnie wysłuchać? 
Solas potwierdził skinieniem głowy. Opowiedziała mu wszystko. Wyglądał na zaskoczonego gdy usłyszał o kotwicy na jej dłoni, kazał jej jednak kontynuować. Pominęła tylko historię o elfich wojownikach. Nie chciała przywoływać tego ohydnego wspomnienia wypartego z jej umysłu. Bała się, że jej żołądek tego nie wytrzyma, a zależało jej na zachowaniu powagi.
 Opisała również dziwne zjawisko - potrafiła zamykać szczeliny.  
 W osłupieniu wpatrywał się w jasnowłosą. Cienka strużka potu spłynęła mu po czole. Starł ją wierzchem ręki.
 - ... I tak znalazłam się tutaj. Obiecałam pomóc, ale... Nie potrafię. Nie dam rady. Chciałabym zapewnić mu godne życie - spojrzała na Nathaniela. - Dlatego...- zwróciła się do elfa - Czy mógłbyś mi pomóc?
Mężczyzna zerknął na dłoń dziewczyny. Spojrzał Lutii prosto w oczy.
 - Przykro mi, ale nie mogę.
Dalijka wstrzymała oddech. Mocno zacisnęła palce i przegryzła wargę.
 - A-ale...
 - Nie bierz tego do siebie - przerwał - po prostu uważam, że powinnaś zostać.
 Otworzyła szerzej oczy ze zdumienia.
 - Twoje znamię... Naprawdę może nam pomóc. Jesteś kluczem, który zamyka przejście między naszym światem a światem duchów. Poza tym, dokąd pójdziesz? Nikt nie zatrudni tak młodej osoby, zwłaszcza elfkę. Nie wspominając o twoim bracie, który nie przeżyje nawet tygodnia.
 - Skąd wiesz o jego zdolnościach?- zdziwiła się.
 Solas podszedł do mapy i chwycił w palce kawałek skóry.
 - Trudno nie zauważyć świeżo wypalonej dziury.
Lutia wpatrywała się w obraz. Faktycznie, zauważyła niewielką, czarną plamkę.
 - Tak czy inaczej- ciągnął - Powinniście tu zostać. Oboje. To, co Poszukiwaczka zrobiła z twoimi przyjaciółmi, jest niewybaczalne. Jednak nigdzie nie będzie ci tak dobrze jak w Inkwizycji. Jeśli pozwolisz, chciałbym też zbadać twoje znamię.
 Dziewczyna przytaknęła. Wiedziała aż za dobrze, co czekałoby ją w mieście. Co jak co, ale miała do siebie szacunek i nie zamierzała go utracić. Nie planowała jednak długo tam pozostać, o nie. Kiedy tylko wszystko się poukłada, opuści to smutne miejsce.
Dalej rozmawiali o rzeczach nieistotnych. Czy ładna pogoda była tego lata, ile miejsc zdołali zwiedzić, czy orlesiańskie płaszcze są lepsze od fereldeńskich ( owszem, są ). Były to miłe chwile spędzone w towarzystwie sobie równych. 
 Woda w garnku zaczęła bulgotać. Solas zdjął go z paleniska  i nalał naparu do drewnianych kubków. Lutia umoczyła usta, starając się odeprzeć od siebie myśl o gorzkim posmaku. Elf wypił spory łyk, skrzywił się i poruszył głową, po czym odłożył herbatę w nogach krzesła.
 - Nie cierpię jej. Ale jest dobra na oczyszczenie.
  Elfka ze strachem spojrzała na swoje naczynie.
 - Nie, nie takie oczyszczenie - uśmiechnął  się- Oczyszczenie umysłu. Myśli. Choć trzeba uważać z jej ilością. Nie trudno o nieciekawą niespodziankę. 
Niebieskooka zaśmiała się głośno, gdy z jej gardła wydostał się dziwny bulgot. Zawstydzona przysłoniła dłonią usta. Mężczyzna zdawał się być jednak nieporuszony. Cicho westchnęła z ulgą. Mimo wszystko, nie pamiętała, kiedy ostatni raz tak otwarcie okazywała radość. Czy naprawdę nie potrafiłam się szczerze cieszyć? Czy po prostu jestem zamkniętą w sobie egoistką?
Czy będzie mi dane jeszcze się śmiać?
 Nie wiedziała, ile czasu minęło. Miała wrażenie, że zaledwie godzina. Ale na dworze wyraźnie pociemniało, zniknęła pomarańczowa łuna, a z zewnątrz nie dochodziły żadne głosy. 
Pogrążona w rozmowie, zupełnie zapomniała o tragedii jaka ją spotkała. Czuła jednak ukłucie w sercu- Solas pozostawał wierny Inkwizycji. On. Elf! Jedyny, przy którym czuła się tak spokojnie i bezpiecznie. Nie należał do najurodziwszych, jednak jego podłużna twarz i mocno zarysowana szczęka przyciągały wzrok. Uroku na pewno nie dodawała mu fryzura, lub raczej jej brak. Łysa głowa przypominała jej tych śmiesznych kapłanów, których spotykała będąc dzieckiem.
Pomimo dojrzałego wyglądu, nie mógł być od niej starszy niż pięć, sześć lat.
Miała właśnie spytać o jego pochodzenie, gdy usłyszała ciche pukanie.
 - Proszę- powiedział Solas.
 W drzwiach pojawiła się drobna sylwetka. Spiczaste uszy odznaczały się na tle krótkich, miedzianych włosów. Orzechowe oczy przypatrywały im się ze strachem i ciekawością. Skromnie ubrana- pomyślała Lutia- Służka?
 - Wybacz, pani!
 A jednak! Lutia gotowała się ze złości. Więc taki los ma spotkać wszystkie elfy?
 - Pani kwatera jest już gotowa. Jeśli zechce pani...
Dalijka zerknęła na gospodarza.
 - Powinnaś odpocząć. To ci dobrze zrobi.
 Niechętnie wstała z miejsca i skierowała się do pryczy. Wzięła Nathaniela na ręce i skierowała się ku wyjściu.
 - Lutio.
 Obróciła się w progu.
 - Jeśli będziesz potrzebowała z kimś porozmawiać, możesz do mnie przyjść.
Uśmiechnęła się delikatnie.
 - Dziękuję.
I wyszła.
Po drodze rozmawiała ze służącą. Dowiedziała się, że ma na imię Armena i pochodzi z niewielkiej wioski, tuż za tymi górami. Inkwizycja przygarnęła ja, gdy jej bliskich dopadła tajemnicza zaraza. Opowiadała o tym, jak jej tu dobrze, że codziennie dostaje świeży i ciepły posiłek. Wkrótce znalazły się przy chatce. Była większa od pozostałych. Pożegnała się z Armeną i weszła do środka.
 Znajdowała się w małym holu. Udała się do pokoju po prawej stronie. Na wprost niej stała duża, piękna, dębowa szafa, a obok niej palenisko. Pod oknem stało wielkie łoże. Położyła na nim brata i opatuliła go kocami. Sama weszła pod pościel i wtuliła twarz w jego złociste włosy. Sen uderzył w nią i pogrążyła się w ciemności, po raz ostatni pozwalając popłynąć łzą.

***

Promienie słońca padały na jej zamknięte powieki. Skuliła się i mocniej okryła kocem. Poczuła ciężar na biodrach. 
 - Lutio! Lutio!
 Powoli otworzyła oczy. Obraz był zamazany.
 - Co...
 W końcu dostrzegła na sobie czyjąś postać. Przyglądał jej się oczami pełnymi łez. Poruszyła się niespokojnie.
 - Nathaniel? Co się stało?
 - Ja... - spojrzał spłoszony w bok - Ja... Muszę za potrzebą, ale nie wiem gdzie...
 Westchnęła zrezygnowana. Chłopiec przysłonił dłonią nos.
 - Fuj! Powinnaś coś z tym zrobić.
 Uśmiechnęła się i zdjęła go z siebie. Przepłukała usta wodą z miętą i założyła pozostawione na krześle ubrania. Nic nadzwyczajnego.Ciemnobrązowa, zapinana koszula i para bawełnianych spodni. Dziwiło ją, że kobiety mogą nosić się jak mężczyźni, ale nie przeszkadzało jej to.Przygotowała brata do wyjścia i załatwiła z nim potrzeby. Postanowiła wybadać teren, by w razie ucieczki szybko i niezauważenie móc wymknąć się z Azylu. Jednak los wyraźnie się z niej naśmiewał i spluwał w twarz, podsyłając pod jej nogi rudą przeszkodę.
 - O, widzę że wstaliście - uśmiechnęła się - możemy porozmawiać?
 Z krzywym grymasem przytaknęła. Bunt nie miał sensu, wiedziała o tym. Czekała więc na odpowiednią okazję. 
 - Świetnie! Wejdźmy do środka.
 Skierowała się w stronę kamiennej budowli. Niechętnie poszła za Lelianą. Kazała Nathanielowi zostać w domku dopóki nie wróci. Tylko tyle mogła zrobić.
 Skalna krypta wydawała się niezwykle przestronna. Znajdowało się w niej mnóstwo drzwi i przejść. Zmierzały w kierunku ogromnych, ciężkich wrot. Cicho liczyła kroki starając się zająć czymś myśli. Czuła, jak włosy przylepiają się do jej mokrej skroni.  Stanęła przed wejściem i odetchnęła głęboko.
Dla ciebie, mamae.
 Po czym pchnęła drewniane skrzydła i znalazła się w środku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szkielet Smoka Panda Graphics