niedziela, 19 marca 2017

Rozdział 8. Próba

- Pospiesz się!
 Lutia gnała przez ośnieżone wąwozy. Na jej włosach pojawiły się okruchy lodu. Płatki śniegu zdawały się ciąć jej skórę, pozostawiając po sobie niemiłosierne pieczenie. Wichura uderzyła z wielką siłą, wytrącając z równowagi stąpającą po kruchym ludzie elfkę. Przegryzła siną wargę i zmrużyła oczy, starając się iść przed siebie.
 Mijały następne godziny. Ostre wierzchołki gór zastąpiły łagodne zbocza. Lekki podmuch zimnego wiatru  wwiercał się w jej nozdrza. Wciągnęła powietrze, czując w klatce piersiowej ustępujący ból.
 - Za niedługo dotrzemy.
 Lutia rzuciła rozmówczyni pogardliwe spojrzenie. Wspominała odbytą dziś rano rozmowę, nie dowierzając własnej lekkomyślności.
 - Możemy porozmawiać?
 Dalijka uniosła wzrok znad grubej księgi.
 - Niekoniecznie.
 Kasandra podeszła do niej, wyrywając lekturę z jej dłoni.
 - Wybacz. My MUSIMY porozmawiać.
 Odłożyła zdobycz na półkę i usiadła naprzeciwko jasnowłosej. Lutia założyła nogę na nogę, skrzyżowała ramiona i uniosła brew.
Ciemnowłosa spojrzała jej prosto w oczy.
 - Obiecałaś nam pomóc, pamiętasz?
 Lutia zmarszczyła czoło. Pomóc? Ona? W czym? Przecież nic takiego nie obiecywała!
Kasandra ciągnęła dalej.
 - Szczelina na niebie... Wyłom... Jest coraz gorzej. Staje się większy. Potężniejszy.- Przerwała. Zwróciła się do okna i w skupieniu przyglądała się zielonej otoczce. Schowała twarz w dłoniach i odetchnęła głęboko. Po chwili odwróciła się. - Gdy zamknęłaś tamtą szczelinę... Zrobiłaś to z taką prostotą. Lutio, wyłom jest podobną materią. To wszystko rodzi z...
 - O czym ty mówisz? Czego ode mnie chcesz?
 Poszukiwaczka  przysiadła na drewnianej podłodze. Prawą rękę podparła na kolanie, wykonując dłonią gesty w powietrzu.
 - Chcę, abyś zamknęła Wyłom. A przynajmniej spróbowała.



Szły dalej, rozglądając się za możliwym napastnikiem. Choć ciężko w to uwierzyć, w czasie całej wyprawy nie napotkały żadnej żywej duszy.
 Lutia nie potrafiła przestać myśleć o Nathanielu. Czy dobrze zrobiła, zostawiając go samego? Co prawda, była z nim również Armena, ale pomimo wielu chęci, nie potrafiła do końca zaufać elfce.
 Czuła, że tamto wydarzenie, na zawsze odcisnęło wyraźne piętno w jej duszy, pozbawiając jej ufności, zwłaszcza względem najbliższych osób. W jaki sposób mogła zaufać im, skoro nie ufała sobie samej?
 Kasandra zatrzymała się. Głucha cisza nie dawała jej spokoju. Zwykle w górach słychać wiatr, jego monotonne wołanie. Tutaj czuła się jak w Pustce, ogłuszona poczuciem nicości.
 - Dziwne...
 Lutia chciała zapytać, o czym mówi ciemnowłosa, gdy poczuła na sobie czyjś lepki dotyk. Coś szarpnęło nią agresywnie i rzuciło w stronę wzgórza. Odbiła się od kamiennej ściany, przez chwilę tracąc dech w płucach. Cienka warstwa śniegu opadła na złociste włosy. Poczuła pulsowanie w skroni. Świadomość przywrócił jej głos Kasandry.
 - Uważaj!
 Chwyciła opuszczoną broń i podniosła się. Świat zaczął wirować. Potykała się o własne nogi nie wiedząc, dokąd pójść. Dostrzegła błysk stal i udała się w tamtym kierunku. Lepka ciecz spływała jej po czole. Wierzchem dłoni starła strużkę krwi. Bicie serca zagłuszało jej ponure myśli. Zauważyła dwie postacie- jedną masywną, przypominającą czerwoną plamę na białym płótnie, oraz mniejszą, która mieniła się nieznanym blaskiem. Po chwili wzrok wyostrzył się i ujrzała Kasandrę sprawnie odpierającą ciosy potężnej bestii.
 Lutia pobiegła w stronę wzniesienia i wspięła się na wzgórze. Wyjęła strzałę z kołczana i napięła ją na cięciwę. Wstrzymała oddech i zmrużyła oczy. Kobieta w krótkim czasie zmieniała położenie co najmniej kilka razy. Jeśli się pomyli, czarnowłosa może przepłacić to życiem.
" Potwór czy ona... W sumie, żadna różnica." , pomyślała, starając się wymierzyć odpowiedni cel.  Puściła strzałę i odetchnęła głęboko. Po chwili olbrzymia masa zwaliła się z rykiem na ziemię.
 Elfka upuściła łuk. Kasandra wbiła ostrze w pierś demona. Podparła nogą jego cielsko i wyjęła miecz.
 Luta schodziła z kamiennej skarpy. Wtem poczuła druzgocące uderzenie. Napastnik przywarł ją do ziemi, starając się zmiażdżyć jej żebra. Dalijka łukiem osłaniała ciało. Cięciwa broni zaczęła niebezpiecznie zbliżać się do jej szyi. Z całej siły ściskała jego grzbiet. Kłykcie zaczęły blednąć. Jedną ręką podtrzymywała broń, drugą zaś starała się dosięgnąć sztyletu. Ruchy krępował jej żelazny uścisk potwora. Gdy poczuła  na skórze wrzynającą się linkę, wstrzymała oddech.
 Nagle usłyszała szczęk metalu. Przed jej twarzą wyrosło ostrze przebijające pierś bestii. Ten rzucił się pospiesznie na ciemnowłosą, wypuszczając ze swego wnętrza kulę ognia. Kasandra przysłoniła się tarczą, by następnie w szale rzucić się na ciemną masę. Wymierzyła kilka sprawnych ciosów i po chwili razem obserwowały kwiczącego demona.
 Lutia odetchnęła głęboko.
 Usłyszała skrzypienie śniegu i zwróciła się w tamtym kierunku. Poszukiwaczka wyciągnęła dłoń.
 - Nic ci nie jest?
 Elfka prychnęła. Wstała, otrzepała się, chwyciła porzucony kołczan i zarzuciła go na plecy. Zgarnęła parę luźnych kosmyków i upięła je wysoko. Zrobiła kilka kroków i nie odwracając się, gniewnym tonem odpowiedziała.
 - Nie, dziękuję.
Kasandra spochmurniała.
 - Jak sobie panienka życzy.
Lutia zignorowała niewybredny komentarz kobiety. Podążała dalej, szukając możliwej drogi ucieczki.

***
 Kamienne łuki delikatnie wznosiły się ku górze, tworząc wzór portalu. Za wejściem znajdowały się bloki gruzu, nadające miejscu klimat dawno opuszczonego. Na ziemi wyryte były pradawne zaklęcia, legendy, receptury. 
 Lutia uniosła głowę. Otchłań wisiała tuż nad nią. Miała wrażenie, że mogłaby jej dosięgnąć. Zdawała się być tak blisko. Była pewna, że wyciągając dłoń, poczułaby potężną energię spowitą delikatną łuną zielonkawego światła.
 A jak cudownie byłoby zatopić się w tym ponurym puchu...
 Myśli przerwał jej stanowczy głos.
 - To tutaj.
 Elfka przewróciła oczami.
 " Nie zauważyłam", pomyślała sarkastycznie.
 Oczywiście, zdawała sobie sprawę, że zachowuje się wielce niedojrzale. Mimo wszystko, widok wściekłej Kasandy był jak balsam na jej rany. 
 Stanęła przy jednej ze ścian i starła dłonią grubą warstwę pyłu.
 Wyryto na niej napis " Poprowadź mnie". Lutia zastanawiała się. O co mogło chodzić?
 - Gotowa?
Dalijka niechętnie zwróciła się do wojowniczki.
 - Być może.
 Zauważyła pojedynczą zmarszczkę na jej czole. Uśmiechnęła się mimowolnie.
 - Co mam robić?
 Czarnowłosa rozejrzała się. Z oddali dostrzegła zbliżające się, małe punkciki. Na ich czele stał jasnowłosy mężczyzna. Tuż obok niego kroczyła Leliana, a za nią kilku opryszków. Solas dreptał samotnie wzdłuż kamiennych wzniesień. Na plecach niósł drewniany kostur,  przywiązany skórzanym pasem. Płócienna tunika  delikatnie wirowała na wietrze, sprawiając wrażenie, jakby apostata rozpływał się w powietrzu.
 Lutia zerknęła w jego stronę. Przez chwilę zastanawiała się, kim jest tajemniczy wędrowiec. 
 Dopiero po kilku sekundach zdołała go rozpoznać. Spuściła głowę, nie pozwalając by Kasandra dostrzegła jej rumieniec wstydu. Choć tamta sytuacja wydawała się być odległa, Lutia w dalszym ciągu czuła poczucie winy. Miała do siebie żal, że tak szybko dała się ponieść młodzieńczym wariacjom. Nie wierzyła w miłość- nie teraz. Co prawda, Solas w jakiś sposób pociągał dziewczynę. Jednak trzeba ją zrozumieć. Była po prostu rozkojarzona, łaknęła czyjejś bliskości. Gdy straciła matkę, umarła w niej również pewna cząstka, uniemożliwiając przyjmowanie ciepłego dotyku.
 Ale o tym, naturalnie, nie miała pojęcia.
 Minęło sporo czasu, nim wszyscy zebrali się na zapuszczonym wzniesieniu. 
 Złożyli drewniane skrzynie w cieniu i zrzucili ciężką zbroję. Lutia krzątała się niezdarnie miedzy tłumem. Zapadła nagła cisza. Cullen chwycił rękojeść miecza i uniósł go ku górze. Wojownicy jeden za drugim wypełniali pustkę szczękiem metalu. Kasandra odprowadziła Lutię do środka kamiennego kręgu.  Elfka poczuła, jak zimny pot oblewa jej ciało.
 - Musisz tutaj stanąć - czarnowłosa wskazała niewielkie wgłębienie. 
 Lutia posłusznie, choć z niechęcią, wykonała polecenie. 
 - Posłuchaj. Musisz wiedzieć, że Wyłom to coś znacznie gorszego niż szczelina. Drobny problem możesz szybko rozwiązać. Gorzej z jego epicentrum - kobieta podniosła głowę do góry. Lutia poszła jej śladem i we dwie, jakby próbując dostrzec wśród chmur swój przyszły, powiązany ze sobą los, przyglądały się ziejącej dziurze. 
 - Cokolwiek się stanie, nie przerywaj. Choćbyś miała utracić dłoń, Inkwizycja odda ci własną. - Spoglądała jej prosto w oczy- Po prostu rób, co masz zrobić. 
 Dalijka cofnęła się. Spojrzała na swoje znamię i zmarszczyła czoło. Miała jeszcze czas. Mogła się wycofać. Otworzyła szerzej oczy. "Przecież to szaleństwo!" pomyślała. Zaczęła nerwowo chichotać." Ja mam zamknąć to coś? Ha..." Poczuła, jak jak łamie się jej głos. Początkowy, cichy chichot zamienił się w straszliwe wycie. Poszukiwaczka z niedowierzaniem wpatrywała się w rozkojarzoną dziewczynę.
 "Haha... Niech im będzie." Starła łzę czającą się w kąciku oka. " A jak mi się nie uda, to trudno. Odejdziemy stąd i po kłopocie. Ludzka rasa nie zna granic swej głupoty."
 Pewnie stanęła w wyznaczonym miejscu. Zewsząd otaczali ją wojownicy. Westchnęła głęboko i rozprostowała palce u rąk. Ostatni raz zerknęła w kierunku Solasa. Zauważyła, jak jego wargi poruszały się w znajomym rytmie. W jego oczach błyskały małe ogniki. Poczuła na skórze delikatne ciepło. 
 Uniosła wysoko dłoń. Czas zdawał się zatrzymać w miejscu. Włosy zaczęły wirować na wietrze. Przegryzła siną wargę i...
 Nagle poczuła gwałtowny ból, który zwalił ją na kolana. Napięcie przeszyło ją wzdłuż pleców. Wokół niej zaczęła się tworzyć zielona mgła. Usłyszała chrzęst kości. Wygięła się nienaturalnie. Miała wrażenie, jakby była przywiązana do maszyny rozciągającej. Zaczęła tracić świadomość. 
 Coś mokrego spływało jej po piersiach. Bała się sprawdzić, co to jest. A jeśli dostrzeże czerwoną plamę dokładnie w miejscu, w którym znajdowało się serce?
 Straciła czucie w dłoni. Łzy nieprzerwanie spływały wątłą strużką. Niemy krzyk przedostał się przez zaciśnięte gardło. Skóra płonęła, w niektórych tylko miejscach pozostając bladoróżowa. 
 Ostatnim, co zapamiętała był czyjś krzyk oraz przyjemny, zimny dotyk.

***

Halo?
Halo?
Kim jesteś?
Ja?
Mhm.
Ja... Nie wiem.
Hm....
Halo?
Halo?
Wiesz już, kim?
Nie.
Hm...
...
Halo?
  Zaś pierwszym po przebudzeniu był widok drewnianych belek podtrzymujących sufit. Skwierczenie ognia roznosiło się po całej izbie. Odrętwiałe ciało bolała ją niemiłosiernie. Wszystko ją swędziało. 
 Przez chwilę czuła drażniący smród stęchlizny. Próbowała wstać, jednak skutecznie uniemożliwiały jej to prawdopodobnie złamane żebra. Poczuła suchość w ustach. Nie była pewna, ile czasu minęło. Po raz kolejny pogubiła się w otaczającym ją świecie. Usłyszała czyjeś pośpieszne kroki.
 Otworzyła oczy i zwróciła się w kierunku przybysza.
 - Halo?
Wstrząśnięta dziewczyna wypuściła z rąk skrzynię z lekarstwami.
 - Pa... Lutio?!
 Lutia zmrużyła oczy. Zduszonym głosem zapytała.
 - Armena?
 Elfka przyklękła obok pryczy jasnowłosej. Chwyciła pokaźny dzban z wodą, przelała część jego zawartości do glinianej misy i przyłożyła ją do warg Dalijki. Upiła delikatnie kilka łyków i  odetchnęła głęboko. Poczuła ostry ból w klatce piersiowej.
 - Dziękuję.
 Służka pospiesznie posprzątała stłuczone szkło.
 - Armeno... Ile już tutaj leżę?
 Kobieta zwlekała z odpowiedzią.
 - Nie mam pojęcia... Wydaje mi się, że... Tak, jakieś trzy dni...
 Lutia przytaknęła. Trzy dni to nie tak dużo.
 - Poszukiwaczka chciała Cię widzieć...
 Elfka skrzywiła się.
 - Szkoda, że to nie działa w obie strony...- mruknęła.
Armena uśmiechnęła się.
 Przyłożyła dłoń do ust i wykrzywiła się.
 - Przenajświętsza... Muszę jej powiedzieć, że się zbudziłaś!
 Dalijka wystraszyła się. 
 - A... A co z Nathanielem?
 Armena cofnęła się.
 - Dobrze. Tak, wszytko dobrze. Przepraszam, muszę iść. Miałam jej oznajmić natychmiast!
 I wyszła z lecznicy.
 Lutia przyglądała się okiennicy. Kim była?
  Nawet tego nie wiedziała...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szkielet Smoka Panda Graphics